W poniedziałek, 13 czerwca, klasy 1 a i 1c pod opieką Pana Macieja Mikulskiego, Pan Edwarda Orłowskiego, Pana Andrzeja Czaplickiego i Pani Anety Tadrzak wyruszyły na wycieczkę do Wrocławia. Stolica Dolnego Śląska przywitała uczniów KENa deszczem, który niebawem zmienił się w piękną pogodą, sprzyjającą zwiedzaniu. Kenijczycy wyruszyli Szlakiem Krasnali, które stały się jedną z najpopularniejszych atrakcji miasta. Poznaliśmy życiorysy niektórych z nich i musieliśmy wykazać się sprytem i wnikliwą obserwacją, żeby znaleźć te bardziej nieśmiałe. Co prawda kilkugodzinny spacer nieco nas zmęczył, ale nie na tyle by zabrakło nam sił na dyskotekę w hotelu malowniczo położonym pod górą Ślężą. Były tańce w parach, pląsy solo i skomplikowane układy choreograficzne. Śmiało można dołożyć do nazw klasy matematyczno-fizycznej i biologiczno-chemicznej rozszerzenie „taneczna”.
Po nocnej regeneracji, drugi dzień wycieczki rozpoczęliśmy od wizyty w muzeum Gry i Komputery Minionej Ery. Mogliśmy tu obejrzeć szereg wyjątkowych eksponatów techniki jak i poznać gry z pierwszej ręki grając na blisko 50 stanowiskach komputerów, konsol i maszyn arcade. W ten sposób mogliśmy przenieść się w czasie do lat szkolnych naszych rodziców i nauczycieli i zrozumieć, jak to było być nastolatkiem w latach ‘70, ‘80 i ‘90-tych. Jednemu z naszych kolegów udało się nawet pobić rekord na jednym z urządzeń. KEN rządzi!
Drugim punktem dnia była wizyta w Hydropolis – centrum wiedzy o wodzie z licznymi interaktywnymi wystawami. Dreszczyku emocji dodawał fakt, że ekspozycja poświęcona wodzie mieści się w XIX-wiecznym podziemnym zbiorniku wody czystej. Wierni naszym profilom, dogłębnie przeanalizowaliśmy właściwości fizyczne i chemiczne wody.
Popołudnie spędziliśmy we wrocławskim ZOO – największym ogrodzie zoologicznym i oceanarium w Polsce. Bardzo staraliśmy się zobaczyć wszystkie spośród przedstawicieli 1100 gatunków zamieszkujących ZOO, ale niektóre będziemy musieli odwiedzić przy okazji kolejnej wycieczki. Zwierzęciem, które najbardziej poruszyło serca niektórych wycieczkowiczów okazała się kapibara! I tu krótka notka od miłośników kapibar i od biologicznie zaangażowanych uczestników wycieczki: nazwa kapibara w języku plemienia Tupi tłumaczona jest jako „zjadacz trawy (cienkich liści)”. Z kolei jej łaciński odpowiednik Hydrochoerus hydrochaeris (świnia wodna) to wynik osiemnastowiecznej pomyłki uczonego Linneusza, który zaliczył ją do rodziny świniowatych. Kapibary to gryzonie, które łatwo się oswajają i bywają trzymane przez lokalnych mieszkańców. W Gujanie oswojona kapibara pełniła „psią” funkcję przewodnika osoby niewidzącej (sor Z.S. zawsze z nami!).
Wieczór to kolejna okazja do integracji. Tym razem postawiliśmy na muzykę przy ognisku. Okazało się, że wśród naszej grupy było kilku zdolnych gitarzystów, a w ogóle to wszyscy bardzo lubią śpiewać, nie ważne czy to klasyków rocka czy żeglarskie szanty. I tylko żal, że Pan Czaplicki nie zdecydował się na solowy występ. Ale mamy obiecany recital na następnej wycieczce, więc czekamy z niecierpliwością!
Ostatni dzień we Wrocławiu to zwiedzanie Panoramy Racławickiej. Dzieło Jana Styki i Wojciecha Kossaka upamiętniające setną rocznicę zwycięskiej bitwy Polaków z Rosjanami pod Racławicami powstało prawie 130 lat temu jest obrazem innym niż wszystkie. Kiedy patrzy się na Panoramę Racławicką można odnieść wrażenie, że obraz powstał współcześnie, a do jego stworzenia użyto nowoczesnej technologii. Wszystko za sprawą niezwykłej panoramy, gry świateł i wielowymiarowości dzieła. Old school zdecydowanie wygrywa z New Age!
Doznania artystyczne zakończyły nasz pobyt we Wrocławiu. Wyruszyliśmy w drogę do Przasnysza, obmyślając i planując kolejną wycieczkę. Kto wie, dokąd dotrzemy w drugiej klasie? Bo jak śpiewali klasycy: No Limits i Keine Grenzen!