• SAINT MAIXENT LISTOPAD 2016

        • Historia naszej ostatniej wyjazdowej mobilności w ramach programu „Erasmus +” zaczęła się w środę 9 listopada o trzeciej rano, kiedy to grupa 10 śmiałków z KEN-a rodem, wraz z dwojgiem opiekunów spotkała się, aby wyruszyć w najdłuższą z dotychczasowych eskapad. Tym razem naszym celem była miejscowość Saint-Maixent-L’Ecole, położona we francuskiej Nowej Akwitanii, gdzie znajduje się nasza partnerska szkoła. Jako że odległość, którą mieliśmy do pokonania, przekraczała 2000 km, nasza podróż była zaplanowana etapowo. Pierwsza jej część odbyła się w przytulnym busie, który  dowiózł już lekko podekscytowanych (mimo sennej pory) uczestników na lotnisko Fryderyka Chopina w Warszawie. Tam, po odprawie i przejściu kontroli bezpieczeństwa, udaliśmy się do samolotu Air France, który o 06.40 wystartował w kierunku Paryża. Oczywiście wszyscy  udawali twardzieli, choć dla niektórych był to pierwszy lot samolotem, co zawsze łączy się z podwyższonym poziomem adrenaliny we krwi. Na szczęście po dwóch godzinach, które przebiegły bez żadnych nieprzewidzianych atrakcji, wylądowaliśmy bezpiecznie na lotnisku Charles de Gaulle pod Paryżem. Tutaj musieliśmy sprawnie przemieścić się na dworzec kolejowy, który mieścił się w zupełnie innej części kompleksu lotniskowego. Mimo dość ograniczonego czasu, udało nam się to zrobić i chwilę po  dziesiątej siedzieliśmy już w wygodnych fotelach sławnego francuskiego pociągu TGV, który ponad 300-kilometrową trasę do Poitiers pokonał w dwie i pół godziny. Na dworcu odebrali nas nasi francuscy partnerzy i dwoma szkolnymi busami zawieźli do oddalonego o 50 kilometrów Saint-Maixent. W szkole czekali uczniowie, których rodzice mieli nas zabrać do domów. Tu nie obyło się bez małego zgrzytu, gdyż dwie rodziny nie do końca wywiązały się ze swoich zobowiązań. Na szczęście było to chyba jedyne „faux pas” ze strony gospodarzy w czasie naszego pobytu.  O godzinie 19 wszyscy, jak jeden mąż, pojawili się ponownie w szkole na powitalnej kolacji, którą przygotowali rodzice. Pani dyrektor wygłosiła przemówienie, a przedstawiciele szkoły niemieckiej i polskiej nie pozostali dłużni. Mimo zmęczenia, przy pierwszym wspólnym posiłku uczniów trzech szkół pojawiły się na razie dość nieśmiałe próby nawiązania kontaktu. Po 21 wszyscy rozjechali się do swoich tymczasowych domów, gdyż następnego dnia czekała nas wczesna pobudka.

          Czwartek był dniem przeznaczonym na integrację przez wspólne zwiedzanie. Naszym celem była pięknie położona nad Zatoką Biskajską historyczna miejscowość La Rochelle, a także połączona z nią niezwykłym,  prawie 3-kilometrowym mostem wyspa Ile de Re. Wyruszyliśmy wcześnie rano, ponieważ między Saint-Maixent a La Rochelle jest ponad 100 km. Martwiliśmy się o pogodę. Niebo było zasnute chmurami, a prognozy nie były optymistyczne. Na szczęście poza krótkim, choć niezwykle obfitym deszczem, aura okazała się niezwykle łaskawa. A było to istotne, ponieważ dużo chodziliśmy. Nasi gospodarze pokazali nam wiele ciekawych miejsc tego ważnego w dziejach Francji portu, który zasłynął nie tylko z powodu 14-miesięcznego oblężenia w 1627 roku, lecz także roli jaką odegrał w czasie II wojny światowej, kiedy to był głównym atlantyckim portem niemieckich U-bootów. Zobaczyliśmy dużą część XVI-wiecznego starego miasta, katedrę, port, w którym wspinaliśmy się na górę jednej z wież, gdzie niegdyś przetrzymywano więźniów, a skąd roztaczał się przepiękny widok na Atlantyk. Byliśmy też przy miejskim ratuszu, a także na miejskim targu, którego osobliwością był niezwykły wybór ryb i wszelakich owoców morza. Trzeba nadmienić, że we wszystkich ważnych miejscach francuscy uczniowie mieli przygotowane krótkie prezentacje w języku angielskim.

          Drugim głównym celem czwartkowej wycieczki była położona nieopodal La Rochelle wyspa Ile de Re, na której zwiedzaliśmy malowniczą miejscowość Saint-Martin-de-Re. Słynie ona nie tylko z przepięknego portu, lecz także z legendarnego więzienia, uwiecznionego m.in. w sławnym hollywoodzkim  filmie „Papillon”, skąd wysyłano więźniów do Gujany Francuskiej. Kolejnym miejscem na wyspie, które odwiedziliśmy, było Les-Portes-en-Re, czyli najbardziej wysunięty na zachód cypel, na którym znajduje się zabytkowa latarnia morska. Oczywiście pokonaliśmy ponad 500 stopni, aby wejść na jej szczyt. Trochę męczące, ale było warto! Widok  przepiękny… Jeszcze 2 godziny drogi powrotnej w autobusie i choć był już wieczór, a my byliśmy zmęczeni, to jednak dzień zakończyliśmy zdecydowanie dodatnim bilansem.

          11 listopada to dla nas, Polaków, dzień szczególny, więc w piątek obudziliśmy się w patriotycznych nastrojach. We Francji ten sam dzień obchodzony jest jako dzień zakończenia I wojny światowej. W Saint-Maixent tegoroczna uroczystość miała charakter szczególny z dwóch powodów. Po pierwsze, z powodu odsłonięcia pamiątkowej płyty, a po drugie, ponieważ brali w niej czynny udział uczniowie 3 szkół zaangażowanych w projekt, który obejmuje również okres  I wojny światowej. Pogoda dopisała w sposób wyjątkowy, frekwencja na placu przy miejskim magistracie również. Wokół zebrały się delegacje kombatantów, policji, strażaków, uczniów, a także kompania reprezentacyjna miejscowej akademii wojskowej. Uroczystości przewodniczyli miejscowy burmistrz, prefekt regionu oraz generał stojący na czele akademii. Okolicznościowe przemówienie w imieniu polskiej delegacji wygłosiła Emilia Goździewska, a ponieważ zostało ono przetłumaczone i odczytane w języku francuskim, wszyscy zebrani mieli szansę zapoznać się z jego treścią. Jak zauważyli nasi gospodarze, to właśnie nasze przemówienie wywołało największe zainteresowanie u francuskich odbiorców. Po uroczystości wszyscy uczniowie i nauczyciele zostali zaproszeni na  spotkanie z władzami miasta i regionu, po którym udaliśmy się na krótką wycieczkę po Saint-Maixent. Miasto jest niewielkie, ale stare i  urokliwe. Jego historia sięga bowiem V wieku, a wiele budynków pochodzi z XIV i XV stulecia. Spacer zakończył się w szkolnej stołówce, gdzie trochę odpoczęliśmy przy posiłku. Było to konieczne, ponieważ po południu czekało na nas Marais Poitevin. Jest to region, który słynie nie tylko z malowniczo płożonych miasteczek, ale przede wszystkim z rozbudowanej sieci rzeczek i kanałów, które razem czynią z Marais Poitevin miejsce naprawdę wyjątkowe. Ponieważ po kanałach poruszaliśmy się łódkami na wiosła, uczniowie zostali podzieleni na załogi francusko-niemiecko-polskie. Żeby płynąć, trzeba się było porozumieć… W tym miejscy wypada odnotować, że zdolności nawigacyjne niektórych załóg pozostawiały nieco do życzenia, co było przyczyną wielu kolizji na wodzie, z których, na szczęście, żadna nie zakończyła się zatonięciem ani jednego członka załogi. Po opuszczeniu jednostek pływających czekał nas jeszcze godzinny spacer wąskimi ulicami jednego z wielu małych,  „klimatycznych” miasteczek regionu.

          Sobota była dniem spędzanym wraz z rodzinami, więc pewnie u każdego członka polskiej ekipy wyglądało to trochę inaczej. Z pewnością większość z nas odwiedziła rano lokalny targ. Niektórym udało się pojeździć na łyżwach na pobliskim sztucznym lodowisku. Większość uczestniczyła w zorganizowanej przez francuskich uczniów imprezie, choć, jak twierdzą Emilia i Tomek, ani Francuzi, ani Niemcy nie potrafią tańczyć. Tego nauczycielom nie dane było zweryfikować, bowiem nie zostali przez swych podopiecznych zaproszeni. W związku z tym opiekunowie zwiedzili tego dnia średniowieczne miasto Saintes, zahaczając w drodze powrotnej o słynną na całym świecie miejscowość Cognac.

          Niedziela oznaczała powrót do domu. Wszyscy spotkaliśmy się przy szkole. Rodzice zachowali się bardzo miło. Pożegnanie było serdeczne, a każdy z uczniów dostał jakieś pamiątki. Niestety, tych szklanych z przeznaczeniem dla rodziców w Polsce nie było sensu zabierać, ponieważ na lotnisku i tak kazano by się ich pozbyć. Oczywiście, podziękowaliśmy za gościnę. Wypada mieć nadzieję, że my w Polsce nie okażemy się gorsi.

          Droga powrotna do pewnego momentu przebiegała planowo, choć na lotnisku przeżyliśmy mały thriller, kiedy  okazało się, że część  zarezerwowanych  dla nas miejsc została przez pomyłkę sprzedana. Pracownica Air France zaproponowała nam nocleg i wyżywienie na koszt linii.  Na szczęście okazało się, że zamieniono samolot na większy i w ostatniej chwili udało się nam przejść kontrolę i wejść do samolotu. Po 2 godzinach lotu znowu byliśmy w Polsce. Nieco zmęczeni ale pełni wrażeń i szczęśliwi.

          opracował Robert Kozakowski

           

          Program Erasmus Plus, w którym miałam przyjemność uczestniczyć, bardzo mile mnie zaskoczył. Wyjazd był bogaty w różnorodne doświadczenia, zarówno związane z poznawaniem nowych ludzi, kultury, jak i poszerzaniem bazy językowej. 

          Podróż przebiegła bardzo sprawnie i komfortowo. Trasę do odległego o 1700 kilometrów Saint Maixent l'Ecole we Francji pokonaliśmy busem, samolotem i pociągiem. Każdą chwilę, mimo zmęczenia, wykorzystywaliśmy na integrację naszego polskiego zespołu. Chcieliśmy tworzyć jedną zgraną drużynę gotową na to, co nas czeka w nieznanym miejscu. Zgodnie z założeniem, wszyscy znaleźliśmy ze sobą wspólny język i bez problemu nawiązaliśmy kontakt. Jak się okazało, współuczestnicy programu z Niemiec i Francji również byli bardzo otwarci na nowe znajomości. Myślę, że wszyscy zgodnie mogliby przyznać, że bariery językowe, których tak się obawialiśmy nie istniały. Oczywiście, pojawiały się pewne trudności w komunikacji, ale one napędzały wszystkich do częstszych rozmów, pokazywania innym swoich umiejętności i czerpania wiedzy od pozostałych. Mieliśmy okazję przekonać się, że kluczem do biegłego porozumiewania się w języku angielskim jest ciągła praktyka.  Ja, okazji do szlifowania języka miałam całe mnóstwo. Rodzina, u której się znalazłam była niezwykle ciepła i chętna do prowadzenia konwersacji na wielu płaszczyznach. Atmosfera była luźna i bardzo przyjemna - zachęcająca do zadawania wielu pytań odnośnie życia we Francji. Ze swojej strony starałam się na zadawane mi pytania odpowiadać bardzo wyczerpująco. 

          Erasmus przyniósł nam też wspaniałą możliwość zwiedzania i poznawania uroków zachodniej Francji. Odwiedziliśmy miasto La Rochelle malowniczo położone nad zatoką Biskajską. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie mała, niepozorna miejscowość St. Martin de Re. Przepiękne pastelowe budyneczki i małe łódki zacumowane w porcie, idealnie wkomponowały się w moje wyobrażenie o Francji. Mimo obaw, pogoda była dla nas bardzo łaskawa i dzięki niej mogliśmy wybrać się w rejs rzeką w pobliżu La Repentie de Magne. Cudowne, wiejskie krajobrazy cieszyły oko, ale nie wszyscy mogli pozwolić sobie na delektowanie się przyrodą. Łódź płynęła tylko dzięki pracy wioseł w naszych rękach. 

          Nasza wizyta we Francji przypadała na dzień 11 listopada, dzień odzyskania przez Polskę niepodległości. Jedna z najważniejszych dat w dziejach naszego kraju. We Francji również celebruje się dzień 11 listopada. Dla Francuzów jest to Dzień Pamięci, zwany też Rocznicą Rozejmu, który ma upamiętnić zakończenie I wojny światowej. Cała nasza Erasmusowa rodzina z 3 krajów miała sposobność obchodzić to święto w miejscowości, w której mieszkaliśmy przez kilka dni, w Saint Maixent  l'Ecole. Mimo tego, że wcześniej wspomniana miejscowość nie należy do największych, to uroczystość była pięknie zorganizowana. Orkiestra, żołnierze, tłum ludzi, przemówienia, także z Erasmusowym akcentem - to wszystko stworzyło całość, która świadczyła o tym, jaki szacunek Francuzi żywią do tych wydarzeń i poległych bohaterów. Jak wcześniej wspomniałam, plan obchodów uroczystości uwzględniał też wystąpienie polskiej,  niemieckiej i francuskiej delegacji. Moim skromnym zdaniem, polska delegacja w osobie Emilii Goździewskiej wypadła znakomicie. Dostojnie ubrana w mundur harcerski Emilia odczytała przemówienie i godnie reprezentowała zarówno naszą szkołę, jaki i Polskę. 

          Podsumowując, jestem przekonana, że cała wyprawa na długo pozostanie w naszej pamięci. Miedzy innymi dzięki zawartym przyjaźniom i wspólnym wspomnieniom. Wyjazd wzbogacił nas, uczestników. Poznaliśmy nową kulturę, zwyczaje, fantastyczną kuchnię i mieliśmy niepowtarzalną okazję do stosowania języka angielskiego w rozmowie. Warto też na koniec wspomnieć, że z chwilą pożegnania z naszymi przyjaciółmi z Francji i Niemiec przygoda z Erasmusem się nie kończy. Nadal mamy ze sobą kontakt, rozmawiamy, wciąż się poznajemy i bardzo czekamy na ich przyjazd do nas, do Polski. Jak wiemy podróże kształcą i tych, którzy sami nie doświadczyli zdobywania wiedzy w taki sposób, serdecznie zachęcam ... 

          opracowała Olga Olsztyn IIIB 

                   

          <<ZOBACZ ZDJĘCIA>>

    • Kontakty

      • Liceum Ogólnokształcące im. KEN w Przasnyszu
      • 29 752-23-36
        29 752-26-18
      • Św. St. Kostki 15
        06-300 Przasnysz
        Poland
      • DYREKTOR PRZYJMUJE INTERESANTÓW W KAŻDY PONIEDZIAŁEK W GODZINACH 9.00-10.30 LUB W INNYCH TERMINACH PO UZGODNIENIU TELEFONICZNYM
  • Galeria zdjęć

      brak danych